Jesienny miętus
W tym roku jesień jest nie typowa, długo było ciepło, a później mroźno. Nie ma szarug jesiennych i brzydkiej pogody takiej jak lubią jesienne miętusy.
To też nie sprzyjało wyprawom na miętusa. Akurat tydzień temu planowałem wyjazd na miętusa, było mroźnie, więc może woda się schłodziła i będą brania. Ale los człowieka jest taki jaki jest, nagle dostałem silnej gorączki no i trzeba było się kurować i cieszyć się widokiem płomieni ognia z kominka.
Ostatni piątek przed Świętem Zmarłych postanowiłem pojechać chociaż było w marę ciepło co tej rybie nie pomaga w żerowaniu.
Po pracy pojechaliśmy na nasza „Formozę”- domek na wsi. Tam też trzymamy sprzęt i auto na wyprawy wędkarskie. Mamy też staw, w którym mamy karasie i inne rybki przydatne na żywca i fileta.
Po złowieniu kilku rybek i zapakowaniu sprzętu, pojechaliśmy nad łowisko gdzieś po 17-stej, gdzie już zmrok się robił, więc szybko rozkładaliśmy sprzęt. Ja postanowiłem łowić na żywca, ustawiłem dwie wędki jedną zarzuciłem pod prąd z lewej strony, a drugą z prądem z prawej. Adam zarzucił na fileta i drugą na rosówkę. Na początku nic się nie działo wokół cisza ani jednego wędkarza. Słychać tylko jak bobry obrabiają wierzby. Dla zabicia czasu rozpaliłem ognisko i czekamy na brania. Gdzieś po 20-stej Adam melduje że ma rybkę, jest pierwszy miętus 39 cm, nie duży, nie mały, taki sobie. Po jakimś czasie sprawdzam moją wędkę tę pod prąd rzuconą no i jest mietusik taki 25-27 cm nie mierzyłem, bo wypuściłem, ale wziął na fileta.
Ponieważ było trochę adrenaliny więc postanowiłem podgrzać kiełbasę.
Było to pierwsze ognisko, ryby oraz smaczne kiełbaski, ale niestety pogoda nie sprzyjała braniom. Po zjedzeniu kolacji posiedzieliśmy jeszcze trochę bo do 22.00 i postanowiliśmy wracać. Myślę, że uda nam się tej jesieni jeszcze coś złowić większego. Pozdrawiam i być może opiszę następną wyprawę.