Wędkarska wyprawa nad San po Miętusy.

Cały tydzień czekałem od ostatniego piątku by wieczorem po pracy jeszcze raz,a może już ostatni tej wiosny sprubować przechytrzyć miętusa. Mieliśmy obawy co do brań bo pogoda jest już wiosenna a wiadomo, że miętusy ciepła nie lubią.
Postanowiłem pojechać w pewne miejsce gdzie wiadomo że jest ryba.Jeden warunek tylko aby żerowała.Uzbrojeni  w cztery wędki i odpowiednie przynęty jeszcze o zmroku bo po zmianie czasu około 19/00 z synem Adamem inicjatorem naszych wypraw byliśmy na miejscu.
Na naszej główce bo chodzi tu o łowisko na rzece San zaszły zmiany po ostatnim przyborze wody. Nie było krzaków na obrzeżu i zrobiło się pusto i łyso i jakby czyściej. Woda posprzątała teren.Woda trochę jakby przybiurkowa i mętnawa a to dobrze mamy chociaż jeden atut by jednak zarzucić wędki.
Rozłożyliśmy sprzet i zarzucili. Ja z lewej strony pod prąd na fileciki a Adam z prądem na filet i rosówę. Przez chwilę była cisza ale po 20 -stu minutach moja wędka zadzwoniła a szczytówka ugina się delekitanie. Widzę to bez użycia latarki bo jeszcze mimo zmroku trochę widać. Poczekałem  chwilę i bez przekonania zaciąłem no i pusto brak rybki.
Bez zmiany przynęty zarzuciłem z powrotem w to smo miejsce tak mi się wydawało.No i czekamy dalej .
Pogoda tego wieczoru była nie mietusowa czyli było prawie bez wiatru, niebo wygwiażdżone no i słychać świergot ptaków pobudzonych wiosną i jakby im było szkoda odchodzącego dnia.
Ogniska jak zwykle nie zapaliłem bo nie planowaliśmy dłuższego pobytu i kolacji nad wodą. Stwierdziłem że można będzie wytrzymać, temperatura w plusie i bylismy ciepło ubrani.
Siedząc obserwowałem niebo i nasłuchiwałem odgłosów przyrody. Z na drugiej stronie Sanu słychac uderzenie o wodę i chlupot, to chyba bobry.
Od czasu do czasu spoglądam na wędki, mimo dzwonków założyłem jeszcze sygnalizatory brań na sznureczkach bo mietus potrafi wziąć przynętę i stać w miejscu.
Przekonałem się o tym nie raz zwijając wędkę po dłuższm czasie, a tu niespodzianka mimo żadnych sygnalizacji o braniu zacięta ryba.Tylko tę rybę trudno później odhaczyć bo pożre przynętę wraz z haczykiem.
Po mniej wiecej godzinie obserwacji nieba i przyrody na jednej z wędek coś się zaczyna dziać. Jest branie. Zacinam i jest pierwszy miętus taki pod 40 cm.
Zmiana przynęty tym razem na ogonek i zarzut.
Znowu czekanie  jak wzioł jeden to znaczy że zaczynają żerować.Po kilkunastu minutach następne branie i to na tę samą wędkę
tylko że tym razem większy opór.
Jest rybka większa taka pod 45 cm.                                                                                             Adam na swoim stanowisku się niecierpliwi bo wiadomo ja dwie ryby a jemu ledwo coś tam szarpnęło.
Podczas tego wypadu były  trzy brania  w tym dwa wykorzystane.
I tak się  tego wieczoru nasza przygoda z mietusmi zakończyła. O 21/30 zaczlismy się zwijac i wrócilismy do domu z przekonaniem że był to udany wypad i może jeszcze tej wiosny zdążymy wybrać się na miętusa,
Ale to już zależy od wielu czynników a najważniejsza jest pogoda, ale taka na mietusy, Chociaż i tu można by dyskutować,Podczas tej wyprawy pogoda była nie miętusowa a jednak ryby brały.
Pozdrawiam i załączam zdjęcia.

  

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *