Pierwsze okonie z pod lodu

W  tą sobotę pogoda była dobra na pod lodowe łowy.Wybrałem się wreszcie na nie dzięki koledze, który pożyczył mi świdra.
Szczerze mówiąc to mam w domu dwa świdry, ale to nie to co ten od kolegi idzie w lód jak nóż w masło. Nie chciałem się tłuc siekierą bo to skutecznie odstrasza rybki.
Wcześniej kupiłem ochotkę i na wszelki wypadek kilka mormyszek,nie byłem pewny ile mi zostało z tamtego roku.
Przygotowałem wędki i jazda na zbiornik znany z wędkowań całorocznych. Bo nie miałem czasu na nowe wyzwania. Teraz gdy woda zamarzła jest dobrze bo można dojść wszędzie gdzie się chce i poszukać rybek.
Na zbiorniku byliśmy około 11/00.Tłumów nie ma jest wprawdzie kilku wędkarzy, ale zbiornik duży więc można sobie znaleźć kawałek wolnego lodu.
W ramach wywiadu i ciekawości podeszłemu do wędkarza, który łowi na środku zbiornika zapytać o wyniki,powiedział że biorą drobne płocie ,okonie. Czyli dobrze są brania, może będzie zabawa.
Zaczęliśmy wiercić otwory przy brzegu i drugi szereg otworów trochę dalej równolegle.
Nastawiamy się na okonia i zaczynamy łowić. Pierwszy pomiar pod nami jakieś  2m głębokości. Bardzo dobrze bo dziura przy zwalonych gałęziach i blisko brzegu dobre schronienie dla okonia.
Ponieważ prawie zawsze w wyprawach towarzyszy mi syn Adam to też tym razem on wybrał to miejsce i się nie mylił. Po kilku minutach zacina pięknego okonia ledwo się mieści w niedużym otworze.
Ja zaczynam łowienie za nim  po kilku minutach ja mam branie, mały okoń kilkunastu centymetrowy.
Syn ciągnie rybkę za rybką i nie zmienia miejsca. Ja w tym dniu łowiłem jeszcze w kilku, ale złowiłem tylko trzy sztuki.
Adam nie zmieniał przez ten czas miejsca i złowił kilkanaście rybek. Rybki wróciły do wody. A my szczęśliwi że brały do domu przed godz 16-stą bo w Zakopanym Nasi skaczą.Czyli nie zawsze się sprawdza przysłowie, że przy jednej dziurze nie jeden kot zdechł. Pozdrawiam i życzę grubego i bezpiecznego lodu. Dołączam kilka zdjęć.

  

Pierwsza i ostatnia wyprawa wędkarska

Zima 2012-2013 była długa i niezbyt ciekawa dla wędkarzy. Ja osobiście na tzw. podlodówkę wybieram się rzadko i to dopiero w tedy gdy jestem pewien, że lud jest na tyle gruby i niema ryzyka załamania się pod nogami. I nastąpił ten dzień 23.02.2013r nie wytrzymałem dłużej stwierdziłem, że jedziemy na ,,Warchoły” zobaczymy co się dzieje. Zajechałem nad łowisko no i co. Wędkarzy nie widać, pomyślałem sobota pora obiadowa pewnie dlatego. Mówię do syna wejdziemy na lód to zobaczymy czy są dziury i w ogóle czy coś się na nim działo. Na wszelki wypadek wzięliśmy ze sobą wędki i siedzenia. Po wejściu na lód zobaczyliśmy kilka otworów wcześniej wywierconych. Trzeba będzie je wykorzystać pomyślałem więc do dzieła każdy przy swojej zaczyna kombinować. Na lodzie widać rozsypana zanętę więc dobrze bo my nie mamy. Przyjechaliśmy na rekonesans ale jak coś weźmie to będzie miło. Zaczynamy ustawiać grunt mormyszka w otwór i jazda w dół , popuszczam żyłkę i popuszczam no stanęła nareszcie. Wyciągam sprawdzę jaka głębokość no jest około 7m. Założyłem ochotkę i z powrotem do wody. Wędkujemy ruszam wędką raz w górę to w dól niżej wyżej no i nic, zmieniam głębokość z dna nic z wieszaka nic . A Adam ma już pierwszego okonia gratulacje czyli coś powinno brać. Czekam dalej i próbuję, coś mi zaczyna uginać końcówkę. Zacinam no i jest płoć jakieś 18-20 cm. Jest nadzieja na brania. Po pewnym czasie zmienialiśmy miejsca wędkowania złowiliśmy jeszcze płoć i okonia i po około 2,5 – 3 godzinach stwierdziłem, że wystarczy zabawy. Była to nasza pierwsza i ostatnia wyprawa tej zimy. Pozdrawiam wszystkich kolegów.